Jak to było z prawem jazdy… o matko!

Jak to było z prawem jazdy… o matko!

Miałem już 17 lat, połowa kolegów rocznikowo była w trakcie robienia prawa jazdy lub już po. Jedni zdawali za pierwszym, innym brakowało szczęścia i umiejętności. A dla mnie to nadal było odległe – w końcu jestem z maja. W każdym razie, gdzieś bliżej marca zacząłem czuć, że zbliża się okres, gdzie to ja będę mógł zrobić wymarzone uprawienia! Ale w mojej głowie była duża obawa…

Prawo jazdy dawało pewną swobodę, pewien symbol dorosłości. Do dziś mam swoje pierwsze prawko, ze zdjęciem sprzed transformacji osobistej. Jak komuś to pokazuję, to zawsze jest takie – yyy??? Serio – jak się kiedyś spotkamy, zapytaj o to, chętnie pokaże! Ale wróćmy do obawy!

Największy strach wzbudzała we mnie… skrzynia biegów… O losie! Jakim cudem to się odbywa? Jak to mam zrobić? Czy ja sobie poradzę przy tym arcytrudnym, mechanicznym i wielce skomplikowanym działaniu? To przecież graniczy z cudem! – pamiętam, że w tamtym okresie KAŻDEGO kierowcę wypytywałem o wskazówki dotyczące zmiany biegów 😛 Dziś już z perspektywy 12 lat za kierownicą, widzę że obawy były przesadzone i właściwie wystarczyło nieco treningu.

Dlaczego Ci o tym mówię?

Ostatnio czytałem opowieść o trudnościach i barierach związanych z nauczeniem się nowej umiejętności i tam właśnie pojawił się przykład prawa jazdy i opanowywania umiejętności jazdy samochodem. Jak dla mnie jest to przykład realny z życia. Co więcej, warto w taki sposób myśleć o uczniach, uczestnikach szkoleń czy też studentach, którzy uczą się czegoś nowego od nas. Być może takie prozaiczne obawy przed spróbowaniem czegoś nowego towarzyszą również im…

Warto mieć to na uwadze i nie naciskać, lecz pozwalać na popełnianie błędów, zachęcać do dalszych prób i ćwiczeń, bo to daje najwięcej – jak to było z wybitnym wirtuozem sceny Frankiem Sinatrą – maestro do końca życia pobierał lekcje śpiewu 😉

A przy okazji, mam od razu drugie wspomnienie, które jest powiązane z pierwszym, bo dotyczy mojej pierwszej próby jazdy… To był szok. Wracaliśmy od moich dziadków z tatą, gdy ten nagle skręcił w las i zabrał mnie na zamknięty kawałek drogi, po czym zatrzymał się i powiedział – przesiadamy się.

Wysiadł z samochodu i szedł w stronę miejsca dla pasażera, a ja byłem w totalnym szoku. Nie wiem, czy to adrenalina, odwaga, czy presja zadziały, że wstałem i usiadłem za kierownicą… I tak o to, w tej chwili w dłoniach trzymałem potwora – czerwonego VW Passata Kombi… Jak się pewnie domyślasz z manualną skrzynią biegów… Ruszenie zajęło mi znaczną chwilę.

Trudno mi było w tamtym momencie zrozumieć jak to działa z tym sprzęgłem i dodawaniem gazu… Za dziecka raczej nie interesowałem się samochodami, chyba że tymi w grach Need For Speed. Po chwili ruszyłem i odbyłem najdłuższy w moim życiu dystans 20 metrów za kierownicą… czułem się jakbym miał wystawiony „zimny łokieć” i znajdował się na gorących drogach miami prowadząc Cadillaca lub Roysa.

Ten krótki moment był magiczny, po czym przesiedliśmy się znowu, a mój tata udzielił mi kilku ważnych wtedy rad i informacji. W tamtym czasie obiecał mi, że pomoże mi przygotować się do egzaminu 😊

Słowa dotrzymał, zdałem za pierwszym. Do dziś mam wiele jego cennych uwag w głowie, gdy prowadzę i zawsze pamiętam jego słowa „miej pokorę do zimy i deszczu, nie ważne ile lat będziesz jeździć, bądź czujny i uważny”.